Dziś wezbrało mi się na wspominki – o obiekcie nie byle
jakim bo poprzednim, katowickim dworcu kolejowym. Przy okazji odgrzebując ze
swojego archiwum niewysokich lotów ale zawsze historyczne i co najważniejsze –
własne fotografie. To już sześć lat odkąd stary gmach zamknięto a następnie
rozebrano. Solidny kawał żelbetu, który zdawał się trwać w centrum miasta już
na wieki. Tymczasem przybytek okazał się tak samo nietrwały jak i sam PRL.
Wszyscy go dobrze pamiętamy, tym bardziej, że większość z
nas była zmuszona z kompleksu regularnie korzystać. Obiekt rzekomego zła
wcielonego. Miejsce nadgryzione zębem czasu z odrapanymi ścianami albo
chyboczącymi płytami pieszych estakad. Wyraźny urbanistyczny modernizm, gdzie
konsekwentnie oddzielono ruch kołowy od pieszego. Po 1989 roku symbol dzikiego
kapitalizmu w wydaniu polskiej niegospodarności – tu mam na myśli dworzec
zewsząd zarzucony kramikami z prasą, tanim fast-foodem albo z bielizną
erotyczną. W pewnych okresach istnienia III RP dworzec wraz z przyległościami
(vide nieistniejąca piesza estakada) bardziej przypominały tandetną halę
targową aniżeli funkcjonalny i cywilizowany węzeł komunikacyjny. W posępnych i
śmierdzących korytarzach – wszędobylscy żule i narkomani.
Dziś już przechadzamy się w nowoczesnym i nader świeżym
dworcu, w rzeczywistości doklejonym do galerii handlowej. W dodatku
obiektem w moim odczuciu dość klaustrofobicznym, w porównaniu do poprzedniego
obiektu. Do tego garść niedomagań i niedoróbek. Czyżby właśnie ze mnie wyszedł
pewien malkontent? Cóż, zawsze byłem zwolennikiem pozostawienia starej
przestrzeni. Stary gmach był obiektem z pewnością do odratowania – choćby
ze względu na swą niepospolitą konstrukcję żelbetową (łatwo można było
modelować rozkład wnętrz) a także architekturę, zwaną brutalizmem, której
wyznacznik – surowy beton – koniec końców chyba brutalnie zraził do siebie
niejednego.
Gdy dworzec oddano do użytku w 1972 roku (przypomnijmy, że pawilon od strony południowej Centrum działał od 1964 roku) od początku lśnił
czystością i fascynował nowoczesnością. Kronika filmowa miała skrzętnie odnotować uśmiechniętych pasażerów wysiadających na nowych peronach albo tych, którzy powjeżdżawszy na górny poziom ruchomymi schodami czym prędzej zbiegali z powrotem
aby wjechać ponownie (sic!). W rzeczywistości gmach od początku posiadał wiele
mankamentów zaś wspomniane schody psuły się już od początku. Nie popisano się
także, jeśli chodzi o plac przed dworcem (pl. Szewczyka) – wygon w postaci
niefunkcjonalnego dworca autobusowego. Wprawdzie istniały plany jego zabudowy
(podobnie jak parkingu przy ul. Młyńskiej – działka do dziś oczekuje na
zabudowę), lecz nigdy nie wyszły poza fazę szkiców.
Dworzec był zdecydowanie do odratowania. Fakt jego
zapuszczenia to efekt niegospodarności PKP oraz braku jakiejkolwiek woli ze
strony władz miejskich aby cokolwiek zrobić z tą przestrzenią. Mijały lata a
dworzec obrastał tak tandetnymi sklepikami jak i brudem, który chyba się pod
koniec jego żywota, wżarł w beton. Jakby nie było – dziś także w tym miejscu
mamy sklepy – choć już nie tak tandetne i biedne. Jedno zdaje się niezmienne. Co czasem przyuważę tak w kompleksie jak i na ulicach (zasyfione posadzki, popsute wiecznie oświetlenie w niektórych lampach, rozchodzące się płyty chodnikowe, peronowe etc.). To przypadłość dobrze
znana w całym kraju, cechująca niejeden samorząd oraz PKP – wyremontowane/odbudowane?
– to niech sobie stoi – kto by się tym przejmował jak to prawidłowo utrzymać albo czyścić. Zresztą to nie czas ocen - te przyjdą np. po czterech dekadach. Tyle ile mniej więcej stały stary dworzec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz