poniedziałek, 14 września 2015

Szyb Zimnol czyli dziś o zapomnianej katastrofie

Rawa – kto słyszał o tej rzece, przepływającej przez najbardziej zurbanizowany fragment naszej konurbacji – Świętochłowice, Chorzów, Katowice. Ba, rzece, bardziej chyba ścieku wodnym, co też na katowickim jej odcinku daje po sobie poznać po swych wątpliwych zapachach. Rzekę tę można uznać w zasadzie już dziś za niebyłą – przez tyle dekad zanieczyszczana, ulegała powolnemu niknięciu, wysychaniu. Na odcinku chorzowsko – świętochłowickim z tym problemem zaradzono sobie wprost – zakrywając parę lat wstecz koryto cieku. W miejscu gdzie istniał rów z wodą, dziś możemy pojeździć rowerem albo pójść na spacer. 



Lata temu fragment gł. ulicy Katowickiej zamieniono w deptak, z zachowanym ruchem tramwajów i autobusów.  

Jeszcze na początku XX wieku historyczna Rawa była ciekiem nader niespokojnym i co za tym idzie niebezpiecznym. To jej wody miały posłać w objęcia śmierci górników kopalni „Niemcy” w Świętochłowicach (po odrodzeniu się naszego kraju, kopalnię nazwano – a jakże – „Polska”). Burzliwa, zapewne po deszczowa rzeczka, pewnego dnia w ciągu 1884 roku, wylała masy wody i błota, niszcząc prymitywny szyb Zimnol, należący do tejże kopalni a który znajdował się pomiędzy obecną ul. Sikorskiego a DTŚ. Niebezpieczny żywioł uwięził pod ziemią 43 górników. Drewniana wieża wyciągowa zawaliła się. 




Świętochłowice choć mające niegdyś potwornie robotniczy charakter, mogą się także poszczycić wieloma bogatymi kamienicami, z przełomu XIX/XX wieku. 

W próbę ich odratowania od razu powzięto niemałe środki. Mimo to początkowo prowadzący akcję ratunkową inż. R. Winter niemal od razu zażądał jej zaprzestania, twierdząc, że górnicy nie mieli szans na przeżycie. Ludność na to przystać nie mogła, doszło do przepychanek a co bardziej hardzi usiłowali zepchnąć inżyniera do zawalonego szybu. Akcję wznowiono niezwłocznie, tym razem pod kierownictwem sztygara H. Reinflanda a następnie starszego radcy Urzędu Górniczego W. Brucknera. 




Ziemia świętochłowicka jest do dziś nadziana pozostałościami szybów górniczych niczym dobre ciasto rodzynkami. Jeszcze w XX wieku fedrowało w okolicy 4 duże kopalnie węgla wraz z licznymi, pomocniczymi szybami. Trzy z nich zaniknęły jeszcze w głębokim PRL-u (KWK Śląsk, KWK Matylda (2 ruchy)). Niewiele po samych zakładach pozostało. Co innego gdy mówimy o koloniach robotniczych.  

W akcji tamowania brało udział ok. 5000 osób – zagrożona zalaniem była spora część kopalni – bynajmniej zaaferowani losem uwięzionych górników. Po trzech dniach akcję przerwano zaś władze, przekonując właściciela kopalni, księcia Guido Henckel von Donnersmarcka, o niemożliwości przetrwania na dole podczas katastrofy, uznały, iż tę część najlepiej będzie już dokumentnie zalać a szyb zabetonować (gł. ze względu na koszty akcji ratunkowej). Takie to postępowanie niemieckich kapitalistów wobec polskiej taniej siły roboczej. 






Do dziś gdzieniegdzie wyzierają dawne lata świetności przemysłowej osady. 
  
A mimo to, rodziny ofiar oraz świętochłowiccy księża uprosili o przedłużenie akcji ratunkowej o jeszcze jeden dzień. To właśnie wtedy – górnicy zostali odnalezieni i odratowani. Jak się okazało katastrofę podsumowano dwoma ofiarami, zaś większość górników skryło się w niewielkiej niszy, do której szlam nijak się nie wdarł. Stał się cud.



Główna świątynia tej części miasta - kościół p.w. śś. Piotra i Pawła.  

Po tym cudzie świętochłowickim popłynęły do króla pruskiego listy z prośbami o udzielenie dotacji na wzniesienie w okolicy kościoła dziękczynnego. Podpisał się w nim niejeden, pewnikiem w pierwszej kolejności ocaleni cudownie górnicy oraz ich rodziny. Nie trzeba było zbyt długo czekać na odzew.  Świętochłowicki, neogotycki kościół poświęcono w 1891 roku. Ponieważ górnicy zostali ocaleni w wigilię dnia, w którym Kościół, wspominał św. św. Piotra i Pawła, takich właśnie patronów wybrano dla nowej parafii.



Tu także widać doskonale miejscową świątynię, ponad kamienicami i halą Huty Florian. Linię horyzontu znaczy nam inna świętochłowicka dzielnica Chropaczów – bloki, kościół p.w. MB Różańcowej i komin pokopalniany. Wprawne oko dostrzeże tu także wieżę basztową Budryk bytomskiej KWK Centrum – Bobrek. Fotografia wykonana ze szczytu jednej z odrestaurowanych wież b. KWK Polska w Świętochłowicach.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz