wtorek, 2 grudnia 2014

Jedyny taki klub

Klub piłkarski Górnik Zabrze (powstały w 1948 roku) to niewątpliwie jedna z ikon tegoż miasta. To jednocześnie najbardziej utytułowany klub w kraju - czternastoma tytułami mistrza Polski nie może się pochwalić żaden inny klub krajowy (rozgrywki 1957, 1959, 1961, 1963, 1964, 1965, 1966, 1967, 1971, 1972, 1985, 1986, 1987, 1988). To także czas takich zabrzańskich kopaczy, cudownych dzieci jak Ernest Pohl, Zygfryd Szołtysik czy Włodzimierz Lubański - przez wiele lat związanych z zabrzańskim klubem i tu odnoszących swe bodaj największe sukcesy. 
Prawdziwe szaleństwo miało miejsce jednak w 1970 roku. Wtedy Górnik jako jedyny polski zespół w historii doszedł aż do finału europejskich rozgrywek. W edycji 1969/70 klub nasz wyeliminował kolejno: Olympiakos Pireus, Glasgow Rangers, Lewskiego Sofia i AS Roma. Ale jak to zwykle bywa - passa nie może trwać wiecznie, zaś cios przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie. W konsekwencji finałowy mecz z Manchesterem City w Wiedniu zakończył się porażką (1:2). 
Chcemy chleba i igrzysk! Ten symboliczny okrzyk starożytnych Rzymian jest znacznie bliższy nieboszczce komunie niż się to wydaje. Zresztą władzom PRL-u były dość na rękę sukcesy wszelakie - zwłaszcza sportowe - gdyż budowały pewien prestiż naszego kraju w oczach tzw. Zachodu a niejako także odwracało uwagę społeczeństwa - choć na chwilę - od szarej rzeczywistości socjalizmu, w tym nasilających się w różnych okresach PRL, kłopotach aprowizacyjnych, które zwykło przedstawiać się w oficjalnej propagandzie jako tzw. przejściowe problemy (de facto trwające non stop). Z drugiej strony co by nie mówić to za komuny jednak piłkę kopać umiano.
A dziś? Dziś mamy w tej nadwiślańskiej krainie piękne stadiony (notabene dość dziwna moda, trwająca od mniej więcej Euro 2012, jednocześnie w czasie rządów premiera-piłkarza amatora). Tylko jakoś sukcesów brak... Może do boju zagrzeją nas nowe murale, powstające na smutnych do tej pory ścianach wszelakich na terenie całego Zabrza? Do tej pory naliczyłem i sfotografowałem ich blisko 60. Nie mają na szczęście nic wspólnego z chuligańskimi bazgrołami, zaś niektóre z nich w mej opinii są klasą samą w sobie. Zresztą jak tutejszy klub piłkarski. 


















Moda na wielkie stadiony przyszła nawet do nas, na Śląsk. Piękny, nowoczesny stadion KS Górnik przy ul. Roosevelta, na 32 tysiące publiki, będący w budowie od 2011 roku - jak każda wielka inwestycja w tym kraju ma tradycyjnie problemy z płynnością finansową, jakością wykonania oraz wiecznie przesuwającymi się terminami oddania do użytku.

wtorek, 25 listopada 2014

Gdzie czas się wlecze - na będzińskiej starówce



Są takie miejsca na Śląsku gdzie nicość i bylejakość rzucają się w oczy jak mało gdzie. I nie żebym robił tu komuś antyreklamę – ukazuję jedynie naszą rzeczywistość, nierzadko tak szarą jak ulice skąpane deszczem i nieco na przekór tak centralnym jak i lokalnym notablom, wbrew oficjalnej propagandzie dobrobytu. Tak, tak, propaganda istniała odtąd, odkąd istniały odpowiednie ku temu środki przekazu. Ale do rzeczy. Ostatnio byłem na wycieczce w Będzinie. 

Będzin, historyczne centrum Zagłębia to dziś średniej wielkości miasto (ok. 57 tysięcy mieszkańców), niczym specjalnym się nie wyróżniające – no może poza charakterystycznym zamkiem. Jednak wystarczy zejść kilkadziesiąt metrów w dół aby odkrywać kolejne bastiony autentyczności tegoż starego przecież miasta – paradoksalnie ta autentyczność bierze się z faktu kompletnej w mojej opinii dekapitalizacji i zapomnienia tej części miasta. Dokładniej – będzińskiej starówki. Zawsze wydawało mi się, że tam czas zatrzymał się w miejscu już dawno temu…


Będziński zamek - główna ale nie jedyna atrakcja turystyczna miasta.

A historia Będzina przecież zacna: miasto lokowane w 1358 roku na prawie magdeburskim, z inicjatywy władającego wówczas miłościwie Kazimierza III Wielkiego. To ten który wywindował po raz pierwszy (oraz w mej opinii jako jedyny polski władca w historii) krainę naszą rodziną do rangi europejskiego mocarstwa. Zwykło się o nim mówić chociażby o tym „który zastał Polskę drewnianą a zostawił murowaną”. W przypadku Będzina mamy na myśli co najmniej zamek, mury miejskie oraz kościół. 



Fragment starówki - ul. Rybna z widokiem z wieżę zamkową. 

Będzin, niemalże w całym swym okresie istnienia leżał na terenach polskich (choć był miastem pogranicznym – dalej na zachód zaczynał się Śląsk a więc kraina będąca we władaniu w zależności od rozmaitych historycznych fluktuacji – w rękach czeskich, austriackich, czy tez niemieckich; notabene będzińska warownia powstała właśnie z powodu przebiegającej w okolicy przez stulecia granicy państwowej). Miasto cieszyło się rozmaitymi przywilejami, nadawanymi przez kolejnych władców. Wnet  wypełniło się (oczywiście ograniczone pasem fortyfikacji oraz fos) szczelną miejską zabudową. Co tu dużo mówić – miasto przez długi okres typowo żydowskie – u progu XX wieku Żydzi stanowili tu ok. 80% ogółu mieszkańców – lecz ten barwny wątek zostawmy na inny post, kiedy indziej (podobnie będzie m.in. ze wzgórzem zamkowym czy też pobliskimi cmentarzem i kirkutem – wszelkie te zabytki zasługują na odrębne, dość szerokie, opracowania). 




Ul. Czeladzka. W głębi fragment bloku Szpitala Powiatowego.  

Wiek XIX – choć już pod rosyjskim zaborem – był jeszcze dość dobrym okresem prosperity dla miasta, co dało wyraz chociażby w poprowadzeniu obok miasta odnogi Ząbkowicko-Katowickiej słynnej drogi żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej. A nastąpiło to roku pańskiego 1859. To w XIX wieku rozwinął się okoliczny przemysł oraz górnictwo węgla kamiennego. Wedle mojej opinii pierwotne, stare miasto zaczęło upadać dopiero w XX wieku. 


Fragment ul. Czeladzkiej. Na pierwszym planie jedna z paru kamienic w stanie wskazującym na rychłą rozbiórkę. 


W okresie międzywojennym już dało się zauważyć pewne tendencje jeśli chodzi o dekapitalizację tej przestrzeni. W latach 30. miasto na dobre zaczęło się rozwijać na linii pomiędzy Starym Miastem a nowym dworcem kolejowym z 1931 roku, wypełniając się tym samym nowoczesną, modernistyczną zabudową tamtych lat. Po II WŚ było już tylko gorzej. Wiele nieremontowanych oraz zdewastowanych m.in. przez szkody górnicze kamienic w końcu należało wyburzyć. Ludzi i tak przesiedlono do nowo powstających, byle jakich jak sam PRL, blokowisk, często gęsto daleko od Śródmieścia wraz z licznymi brakami w infrastrukturze. A na deser – w ramach usprawnienia komunikacji kołowej w Zagłębiu utworzono nową jakże ogromną (oraz niepraktyczną jeśli chodzi o niektóre zastosowane rozwiązania – typowa megalomania tzw. dekady Gierka) dwujezdniową arterię. Gdy się na to wszystko patrzy aż ciężko uwierzyć, że miejscu gdzieś dziś zasuwają dziesiątki samochodów oraz tramwajów – jeszcze sto lat temu mogliśmy odnaleźć sympatyczny, gwarny Rynek. Zdaje się, że ta stara, urbanistyczna tkanka, została bezsensownie i celowo (tak rozumiano rewitalizację w PRL - stare wyburzyć za wszelką cenę no bo przecież idzie nowe) przeorana trasą szybkiego ruchu, tym samym na zawsze zaprzepaszczając szansę jakiejkolwiek, naprawdę sensownej rewitalizacji tutejszych przestrzeni. 




Aleje Hugo Kołłątaja w pełnej okazałości. Aż trudno uwierzyć, że widoczne w tle kamienice kiedyś stały przy Rynku. Za nimi wystaje wieża kościoła p.w. św. Trójcy, jesienią 2014 roku będąca w generalnym remoncie. Samą trasą zasuwa tramwaj na linii 28 relacji Dąbrowa Górnicza - Będzin Zajezdnia.  




Gdzieś na starówce...



Rybny Rynek - jeden z dwóch placów miejskich dawnego średniowiecznego Będzina. Co jak co, ale ten amerykański pick-up nadaje więcej kolorytu temu placykowi ;)

Sam zresztą nie miałbym chyba pomysłu na ten skrawek ziemi, czasem sprawiający wrażenie kompletnie zapomnianego przez Boga. Współczesne centrum Będzina to dziś zupełnie inne ulice – m.in. reprezentacyjna ulica Małachowskiego – ale czy to zwalnia nas z pewnej odpowiedzialności z zadbania o historię? A moim zdaniem, każdy kamień będzińskiej starówki, mógłby nam (oczywiście w przenośni) opowiedzieć jakąś ciekawą historię. Nawet w sąsiedniej, małej (ok. 34 tysięcy mieszkańców) Czeladzi poradzono sobie częściowo z tym problemem, czego wyrazem jest konsekwentna rewitalizacja tamtejszego Starego Miasta. Jednakże w tym końcowym wywodzie da się zauważyć pewne różnice. Po pierwsze Czeladź w przeciwieństwie do Będzina na dobrą sprawę nie ma żadnej innej alternatywy jeśli chodzi o „Śródmieście bis”.  Po drugie jednak – przyszła trasa szybkiego ruchu, budowana w latach 70. XX wieku – jednak ominęła łukiem czeladzką starówkę…