poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Jedność z Laurą



Są takie miejsca w aglomeracji, które opuszczone, pozostawione same sobie, zaczynają żyć własnym, specyficznym życiem. Często gęsto są to zakłady przemysłowe, które tak dotkliwie pokarał ten „bezbożny” kapitalizm, po 1989 roku, w ujęciu typowo polskim. Taką obumarłą dziś skamieliną, niknącą w oczach jest dawna Huta „Jedność”, w Siemianowicach Śląskich. To co dziś zwraca uwagę to bezładne morze gruzu. To co przykuwało uwagę jeszcze niedawno – to masowe wędrówki ludów po terenach tego postapokaliptycznego świata, w poszukiwaniu taniej cegły, złomu i w ogóle czegokolwiek, co można by było spieniężyć albo wykorzystać do swych, partykularnych interesów. Wszędobylskie „mrówki”, złomiarze, pracownicy pobliskich zakładów, nierzadko całe rodziny. Zupełnie nieniepokojone przez jakiekolwiek służby porządkowe i ochronę. Huta toczona przez rak nieudolnych przemian gospodarczych, umierała całe lata w samym środku 70-tysięcznego miasta. 




Huta została założona przez przez hr. Hugo Henckel von Donnersmarcka, wespół z berlińskim domem bankowym braci Oppenfeld. Pierwszy spust surówki z wielkiego pieca miał miejsce w 1839 roku. Pierwotna jej nazwa to Huta „Laura” („Laurahutte”). Dopiero w 1948 roku stała się „Jednością”.

Szaber istniał już przed wojną a tuż po 1945 roku stał się niemal dyscypliną narodową. Pół biedy kiedy kradli zwykli obywatele, nierzadko zmuszeni ciężką sytuacją kraju, wyniszczonego wojną. Czym innym była wówczas Armia Radziecka, która z miejsca rozmontowywała całe fabryki, i po szerokim torze (wówczas zaczynającym się w poniemieckim Zabrzu) wprost do ZSRR wywoziły.








Spora część zrujnowanych hal została jakiś czas temu wyburzona – za to do dziś ostały się cztery zakładowe kominy. Zza jednego nieśmiało wyziera zakładowa była wieża ciśnień. W tle po prawej, kominy siemianowickiej ciepłowni.

W PRL-u, kraju „ustawowo mlekiem i miodem płynącym” oficjalnie tego typu zjawiska nie występowały, przez cały okres istnienia tegoż ustroju. Gdy w 1979 roku złodzieje ukradli kilkaset metrów drutu trakcyjnego z nad bocznicy kolejowej w Świętochłowicach, było to nie lada sensacyjne wydarzenie. Incydent tłumaczono wtedy i tak nienajlepszą reputacją mieszkańców dzielnic Lipiny i Chropaczów. Podobne kradzieże zdarzały się w tamtym rejonie kilkakrotnie aż w końcu zdecydowano całkowicie zlikwidować trakcję kolejową.






Przed II wojną był to zakład surowcowy, z wydziałem wielkich pieców. W PRL-u całkowicie zmieniono profil produkcyjny – od tej pory był to zakład przetwórczy specjalizujący się w produkcji m.in. szyn oraz rur. 


Zrazu powtarzające się nieliczne przypadki złodziejstwa, na które niespecjalnie reagowały organy ścigania, wnet przerodziły się w patologiczne zjawisko, które nasiliło się po przemianach ustrojowych w 1989 roku. Wybudowana ok. 1985 piętrowa nastawnia kolejowa w Sosnowcu w ten sposób nigdy nie doczekała się otwarcia – kilkakrotnie splądrowana przez rabusiów, zazwyczaj tuż przed oddaniem do użytku, w końcu została rozebrana. Dziś nie ma już torów, które miała obsługiwać. W  latach 90. ekipy demontujące śląską i zagłębiowską kolej ścigały się z zorganizowanymi bandami, przy czym ci drudzy, mieli zazwyczaj lepszą „wydajność”.  









Wieża ciśnień – kiedyś pompowała i gromadziła wodę, dziś jak wiele innych tego typu obiektów, robi za maszt telefonii komórkowej. 



 
Ostatnia spektakularna inwestycja PRL – siemianowicka walcownia rur. Potężna inwestycja, pod którą wyburzono kolonię familoków, nie mogła być w żadnej mierze podźwignięta przez transformującą się po 1989 roku hutę. Walcownia w okrojonej formie do dziś stoi w innej nieco części miasta. Po właściwej „Jedności” ostał się już w zasadzie ten plac…

Znikało generalnie wszystko co metalowe: szyny kolejowe i urządzenia sterowania ruchem kolejowym, trakcja, ogrodzenia, pokrywy studzienek, elementy konstrukcyjne hal fabrycznych. Większa część przemysłu ciężkiego w aglomeracji oficjalnie postawiono w stan upadłości i pozostawiono sam sobie, często jedynie iluzorycznie chronione. Należy pamiętać, iż proceder ten istnieje głównie za przyzwoleniem ludności tutejszej, która została pozbawiona w wielu przypadkach środków do życia.