Dziś będzie „fotorelacja” miejska. Po prostu spacerkiem po
mieście. Nie byle jakim bo po niegdysiejszej bramie do innego świata.
Gdy trafiłem z aparatem do Mysłowic a konkretniej do części,
chyba tylko nieformalnie zwanej Starym Miastem, po raz pierwszy, stwierdziłem,
iż trafiłem do miejsca nader sennego, takiego niezbyt kojarzącego się z wielką
aglomeracją a raczej z dolnośląskimi mieścinkami, które tak lubię. Życie w tej
części dość ospałe, mimo, iż był to dzień roboczy. Jednocześnie miejsce gdzie
jak na dłoni widoczna jest jego dawna świetność, tak bardzo w mej opinii
zatracona w XX wieku. Czy raz na zawsze?
Rynek w Mysłowicach to stosunkowo spokojne miejsce. Na fotografii
północna pierzeja kamienic, która ocalała do dziś.
Mysłowice to miasto o rodowodzie typowo średniowiecznym,
choć charakterystycznego układu owalnicowego ulic ciężko nieco dziś doszukiwać się
w siatce ulic. Miasto przede wszystkim od dawna było związane z granicą i to
koniec końców ona tchnęła życie i wielki świat w tą okolicę. Pobliski trójstyk,
czyli popularny Trójkąt Trzech Cesarzy, był punktem granicznym już od czasów
Kongresu Wiedeńskiego w 1815 roku (de facto dopiero w 1846 roku po wcieleniu
sąsiedniej Rzeczpospolitej Krakowskiej do ziem austriackich, miejsce stało się
punktem styku Królestwa Prus (po 1871 zjednoczonych Niemiec), Austrii (po 1867
roku Austro-Węgry) i Rosji).
Ta jedna z największych i najpiękniejszych oficyn w okręgu Katowickim to pierwszy dom jakiś miniemy po wjeździe
do miasta. Fotografia wykonana z mostu, niegdyś granicznej Czarnej Przemszy (a w
latach 50. XX w. doklejonej do niej i
nieistniejącej już dwutorowej linii kolejowej). Gdy tylko odwrócimy się o 180
stopni, dojrzymy Modrzejów – dziś dzielnicę Sosnowca, dawnej tereny rosyjskie. Za kolejną kamienicą wystaje wieża kościoła p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa, poświęconego w 1895 roku.
Już na początku XX wieku przekraczający pograniczną, dziką i
nieuregulowaną rzekę Czarną Przemszę, od strony rosyjskiego Modrzejowa, mógł
podziwiać bogate, pyszne, pruskie kamienice oraz wygodne brukowane ulice. Część
tegoż pejzażu nie zmieniła się do dziś. Ścisła zabudowa centrum miasta urywa
się nagle, gwałtownie, bez jakiegokolwiek pozornie sensu – o ile ktoś nie zna
historii. Mysłowice po prostu skorzystały na fakcie swego usytuowania na granicą.
Okres tejże prosperity w końcu musiał się zakończyć. Po I Wojnie Światowej tak
Prusy jak i carska Rosja zostały zmiecione z międzynarodowej areny dziejów a
wraz z nimi – sztuczne podziały. Od tej pory na tych ziemiach była już II
Rzeczpospolita zaś rzeka stała się granicą co najwyżej dla województw Śląskiego
oraz Kieleckiego (Sosnowiec) i Krakowskiego (Jaworzno). Potem było w zasadzie już
coraz bardziej szaro i buro a raz po raz też mokro – chodzi tu o powodzie
cyklicznie powodowane przez nieuregulowaną Przemszę.
Wgląd na miejski Rynek. Zza kamienic wyrasta nowy,
wielkopłytowy świat. Ponoć podobnymi punktowcami miano obsypać całą skarpę schodzącą
do rzeki, skończyło się zaś na paru sztukach.
W początkowych czasach PRL-u wszelkie nowe inwestycje
mieszkalne czy też infrastrukturalne usilnie omijały centrum miasta. Mimo, że
tutejsza starówka dość długo zachowywała swój dość naturalny charakter,
popadając niejako w hibernację, to jednak za cenę poważnej dekapitalizacji tkanki
zabudowy oraz infrastruktury, potęgowanej przez szkody górnicze wywołane przez
pobliskie kopalnie „Mysłowice” oraz „Niwka-Modrzejów”. Z drugiej strony
tendencje do modernistycznej rozbudowy miast coraz głośniej dochodziły do głosu
publicznego nie tylko w wielkich ośrodkach miejskich. W latach 60. miał zapaść
ostateczny wyrok – mysłowicką starówkę należy rozebrać.
Dziś w miejscu wyburzonej pierzei Rynku, gdzie miały stanąć najpewniej "nowoczesne, modernistyczne pawilony handlowo-usługowe" (czytaj - socjalistyczne baraki) można podziwiać ten
mało gustowny stelaż, na którym miały zawisnąć płachty imitujące dawną
zabudowę. Współcześnie czyni się starania o jej odbudowę, lecz póki co musimy
się zadowolić tym co powyżej. Zza stelażu wystają bloki.
Stare Mysłowice w owym czasie rzekomo nie przedstawiały
większej, zabytkowej wartości, którą należałoby jakkolwiek ocalić. Przeczy to
moim oczom, które widzą nierzadko wspaniałe acz zaniedbane domy, miejsca historią
nasączone. Kto wie, czy decyzja nie była częściowo polityczna, w myśl ideologii która
głosiła aby sukcesywnie likwidować wszelkie ślady bytności Niemców na tychże terenów. W
ten sposób w regionie zakończyła żywot m.in. garść pałaców, rozmyślnie
zniszczonych przez władze PRL. Tak czy siak w 1974 roku ciężka maszyneria definitywnie zaczęła rozjeżdżać stary świat - wg niektórych planów do rozbiórki przeznaczono co najmniej 25 % domów (w sumie do kilkudziesięciu kamienic), zaś ewentualne ubytki miano uzupełniać domami towarowymi oraz blokami mieszkalnymi. Całość prac podług skrupulatnych wyliczeń Miejskiej Rady Narodowej, miał mieć finał w 1977 roku. Nie miał. No nie do końca.
Na niejednej bocznej ulicy starego centrum Mysłowic bije w
oczy sznyt z przełomu XIX/XX wieku.
Wielki zaszczyt
miał w tym najpewniej nadchodzący kryzys lat 80. a wraz z nim chroniczny brak funduszy.
Zamiast rozbiórki wielu domów zdążono rozebrać kompleksowo jedynie północną
pierzeję Rynku.
Mysłowicka starówka to obszar niewielki ale za to tak
nasączony autentyzmem, jak mało który w dzisiejszych czasach na terenie
śląskiej konurbacji. Z pewnością takowego wymiaru nie miałyby planowane
blokowiska, pawilony handlowe, poszerzone arterie ani nawet "nowoczesne", blaszane garaże w miejscu podwórkowych chlewików (choć to ostatnie akurat powstawało z biegiem czasu, lecz to już późniejsza historia a i inicjatywa zupełnie oddolna). Jakąż to wartość miałby ten mieszany krajobraz? Chyba niewielką - przynajmniej dla naszego pokolenia.
Jakość nawierzchni przebiegającej przez starą część miasta, ul. Bytomskiej oraz toru tramwajowego
woła o pomstę do nieba. W nie lepszej kondycji jest też większość okolicznych
kamienic. Należy bić na alarm – póki można efektywnie zrewitalizować tę przestrzeń a przy okazji tutejszą
społeczność. Znając życie, z tym drugim pójdzie nieporównywalnie oporniej.
Burzenie kamienic w latach 60. i 70. nie miała podłoża antyniemieckiego, a w każdym razie nie tylko. Bo wiele kamienic wyburzono też w Warszawie, zdecydowanie nie "poniemieckich".
OdpowiedzUsuńPo prostu władze komunistyczne nienawidziły śladów historii kapitalistycznej, a wtórowali jej modernistyczni architekci, którzy nienawidzili urbanistyki pierzejowej i stylów architektonicznych z XIX wieku.
Też prawdą jest, że stare style uważano zwyczajnie za przeżytek niegodny zachowania.
OdpowiedzUsuńRemont łazienki często wymaga modernizacji instalacji hydraulicznej, zwłaszcza w przypadku starszych budynków. Podczas wymiany armatury sanitarnej ważne jest odpowiednie dobranie zaworów i rur, aby zapewnić ich trwałość i szczelność. Nieprawidłowy montaż może prowadzić do wycieków i problemów z ciśnieniem wody. Szczegółowe informacje na temat instalacji wodno-kanalizacyjnych można znaleźć tutaj: https://hydraulik.wroclaw.pl/. Dobrze zaplanowana modernizacja może poprawić komfort korzystania z łazienki i zmniejszyć ryzyko awarii.
OdpowiedzUsuń