"W środę, dnia 10-go stycznia wieczorem około godziny 7 ½
zdarzyło się w kopalni „Abwehr” (szyb Hugona) w Mikulczycach okropne
nieszczęście, ofiarą którego padły 43 życia ludzkie (…). Przyczyną nieszczęścia
był wybuch zbiornika benzynowego lokomotywy kopalnianej. W okamgnieniu stanął
szyb w płomieniach, które rozszerzały się z niebywałą szybkością (…) dojście
pod szyb było niemożliwe. Syreny kopalniane zwiastowały złowrogą wiadomość o tak
wielkim nieszczęściu. Zarząd kopalni zaalarmował wszystkie okoliczne straże
ogniowe i pogotowia ratunkowe. Wszystko ruszyło na kopalnię. Prace ratunkowe są
połączone z wielkimi trudnościami i do dziś (czwartku) wieczora nie zdołano
dotrzeć do głębia, w których znajdują się odcięte od świata, nieszczęśliwe
ofiary. Los ich jest okropny. Prawdopodobnie
wszyscy zginęli w płomieniach."
Kopalnia w Zabrzu - Mikulczycach formalnie rozpoczęła działalność w 1906
roku. Na terenie zakładu działały od początku dwa szyby górnicze: Jan
(pierwotnie Adolf) oraz Bolesław (pierwotnie Elisabeth). W maszynowniach
pracowały od początku elektryczne maszyny wyciągowe. W artykule powyższym
podana została nazwa jednego z szybów – Hugon – faktycznie tak miał nazywać się poziom 282 metrów, w którym doszło do wypadku.
"Wiadomość o okropnej katastrofie lotem błyskawicy rozeszła
się po wsi i całej okolicy. Ludność ogarnęło ogólne przerażenie. Żony, dzieci,
matki i krewni nieszczęśliwych ofiar gromadzili się na placu przed kopalnią,
zawodząc o żywiciela i ojca. Okropny to był widok. Zgromadzeni nie ustępowali
ani na chwilę, czekali całą noc w nadziei, że ratunek jest jeszcze możliwy (…)
lecz daremnie, wszelkie zabiegi około wydobycia żywcem pogrzebanych były
bezowocne. Wieczorem opróżnił się plac kopalniany, tłumy rozchodziły się pomału
wśród głośnego płaczu i zawodzenia. Każdy z rozchodzących się utracił co
najdroższego – męża, ojca i żywiciela. Prawie wszystkie ofiary katastrofy były
żonate."
Niektóre z hal są użytkowane do dziś zgodnie z
przeznaczeniem (ciepłownia), inne adaptowały pomniejsze firmy – w tym
zabrzańska wytwórnia organów, ulokowana w tej imponującej cechowni kopalnianej z 1908 roku.
Tak tragedię opisywało ongiś polskie czasopismo „Katolik”
– numer 6 z 13 stycznia 1923 roku. Stało się to w kopalni węgla w Mikulczycach (wtedy
Mikultschutz) – obecnie dzielnicy Zabrza (Hindenburg). W zakładzie, który
pewnikiem według jej założycieli miał być kopalnią wzorcową. Wszechobecna
niemal mechanizacja procesów wydobywczych oraz przeróbczych już od początku jej
istnienia. Prosty i całkiem praktyczny układ urbanistyczny zakładu. W latach 1936 i 1937 kopalnia zdobywała nagrodę
przechodnią Wyższego Urzędu Górniczego we Wrocławiu za wysokie
bezpieczeństwo pracy. Tak było w istocie. Feralnego jednak dnia,
tego szczęścia zabrakło. Ogółem zginęło 45 górników.
Pozostałości po szybie Jan. Na zdjęciach sprzed paru lat, mego
autorstwa, dostrzegam jeszcze resztki naziemnych maszynerii, która
ponoć swego czasu miały zostać wywleczone i rozkradane przez złomiarzy na
okolicznych placach. Ile w tej relacji osoby postronnej prawdy, nie wiem, choć
wcale by mnie to nie zdziwiło.
Tak też czytając tę relację naszła mnie myśl mnie aby pojechać i
sprawdzić co też jeszcze pozostało po kopalni. Obraz rysuje się ponury acz
całkiem potężny – jak na stosunkowo przecież niewielki zakład. Szaro tu i
smutno. Obraz rozkładu. Jedna z ostatnich kopalń w rejonie – poza KWK Ludwik (obecnie
Demex) czy KWK Pstrowski (obecnie Centralne Zakłady Odwadniania Kopalń oraz Siltech) – po
której pozostało coś więcej niźli pusty plac albo dawna dyrekcja, przerobiona
na bieda-biurowiec. Wielka hałda skały płonnej wyzierająca zza zakładu obecnie
rozbierana. Lichy ślad bocznicy kolejowej, która wbiegała z obu stron na teren
zakładu – jedna z bud dróżniczych na ul. Kopalnianej przetrwała do dziś. Jeno pobliskie
familoki jakoś usilnie opierają się tej dziwnej rzeczywistości.
Przez lata kopalnia nazywała się różnie, co było
konsekwencją zmiany właścicieli oraz konsolidacji okolicznych pól górniczych.
„Donnersmarckhutte”, „Abwehrgrube” (1927-45), KWK Mikulczyce (1945-60), KWK Mikulczyce-Rokitnica (1960),
od 1970 roku KWK Pstrowski – Ruch Mikulczyce (po połączeniu z KWK Ludwik-Concordia). Po 1989 roku w likwidacji.
Dziś ten kadr w zasadzie jest niemożliwy do zrealizowania. Został wykonany z rozbieranej sukcesywnie przykopalnianej hałdy. Znika dokumentnie tak jak nasz cały stary świat, nie ma już prawie wcale tych zakładów, które swego czasu pochłonęły tyle ofiar. A na fotografii resztki tego świata - zabudowania ciepłowni KWK Mikulczyce, wraz z fragmentem komina oraz znacznie dalej EC Zabrze (już z trzema a nie czterema kominami) oraz nieczynna KWK Ludwik (po prawej). Licho widoczne są resztki instalacji po byłej koksowni w Zaborzu (po prawej) oraz wieża szybowa w skansenie "Królowa Luiza" (na wprost).
Zaś po nieszczęsnych ofiarach wyżej opisywanej tragedii zostały zatarte ślady w zbiorowej pamięci a także równie mizerne pomniki - zbiorowa mogiła dla 27 ciał przy ul. Zapolskiej oraz nieco zapomniany pomnik dla 18 ofiar, które na zawsze spoczęły na dole. Gdzieś w polach d. PGR Wesoła, mniej więcej tam gdzie rozegrał się dramat, tyle że blisko 300 metrów niżej.
Świetny post. Też mam sporo fotek z Mikulczyc ;)
OdpowiedzUsuńDzięki. To jedna z moich ulubionych z nieczynnych, kopalń.
OdpowiedzUsuńW Mikulczycach jeszcze nie byłem, ale centrum Zabrza (po obu stronach torów) zrobiło na mnie pozytywne wrażenie.
OdpowiedzUsuńI Ruda Wirek oraz Ruda Bielszowice też (choć tylko przejazdem), z tymi widokami ponad doliną rzeczki (Potok Bielszowiecki / Kochłówka) oraz magnoliami w niemal każdym ogródku.
Pozdrawiam ze słonecznej Warszawy :-)
H_Piotr.
Co do roślinności - wokół d. KWK Mikulczyce oraz pobliskiej kolonii robotniczej - zachowało się sporo dorodnych drzew, gł. platanów. Tak wiec nie tylko magnolie :)
OdpowiedzUsuńDorodne drzewa, w tym platany, chyba nie zrobiły na mnie aż takiego wrażenia, bo i w Warszawie jest ich dużo. A magnolii nie, a już na pewno nie w ogródkach przydomowych :-) A akurat byłem w Zabrzu w kwietniu, gdy kwitły.
Usuń