„Spacerkowałem” sobie ulicami katowickiego Nikiszowca w
dość, chłodną, zimową niedzielę w poszukiwaniu jakiegokolwiek życia. To co jako
pierwsze przykuwa moją uwagę to architektura tego dzieła – kuzynów Emila i
Georga Zillmannów. Choć z pozoru wszystkie kwartały wyglądają identycznie, to
jednak różnią się detalami. Bardzo wdzięczne to przestrzenie do przeniesienia
się w czasie, nie skażone jeszcze tak potwornie cywilizacją. Docenili to też
filmowcy toteż wspominałem sobie filmy częściowo kręcone w tejże dzielnicy. Pozwolę
sobie opisać wybrane przykłady – jednakże z.. hm... brakami w zakończeniach. Może
w ten sposób zachęcę to sięgnięcia po wybrane tytuły?
Na zdjęciu typowa uliczka w kolonii, w tle kościół p.w. św.
Anny, będący formalnie w budowie w latach 1914-27.
„Sól ziemi czarnej”, reżyseria Kazimierz Kutz, rok 1969
Pierwszy film ze słynnego, śląskiego tryptyku Kazimierza
Kutza. Opowiada o zrywie nieudanego II Powstania Śląskiego w 1920 roku, poprzez
pryzmat siedmiu braci Basistów. Film, choć nie rekonstruuje dokładnie przebiegu
powstania, kreśli za to ogólnie wtedy panującą sytuację społeczno – polityczną oraz
duch walczących o polskość Ślązaków, taki portret zbiorowy mieszkańców regionu.
W rzeczywistości tylko część kadrów nakręcono na Nikiszowcu, większość na
terenie Świętochłowic.
O to już się pojawili jacyś przechodnie!
„Perła w koronie”,
reżyseria Kazimierz Kutz, rok 1971
Drugi film z cyklu owego tryptyku. To momentami ciepła,
liryczna opowieść o młodym, górniczym małżeństwie osadzona w realiach robotniczej,
plebejskiej kultury, doby lat 30. XX wieku. Z drugiej strony to twarda opowieść
o ratunku dla tutejszej kopalni, którą niemieccy właściciele. Mniemam, że
PRL-owska cenzura z tymi wątkami problemu nie miała, gdyż zgadzało się to z
obowiązującą wtedy ideologią (przecież Polacy Polakom by tego nie zrobili –
chyba, ze ostatecznie znienawidzona i zmieszana koniec końców z komunistycznym
błotem – przedwojenna Sanacja – nawet ta w opinii socjalistycznych cenzorów
bratała się z III Rzeszą co jest z grubsza nieprawdą). Dochodzi do strajku
górników, z którego niekoniecznie wychodziło się podówczas żywo (w czasach II
RP policyjne pacyfikacje strajków bywały równie gwałtowne co te przeprowadzane,
przez powojenne MO i ZOMO).
Tu jak już, to gołębie.
„Angelus”, reżyseria
Lech Majewski, rok 2001
Film ten choć opowieść zgoła fikcyjna, to wyrastająca z
autentycznych faktów. Opowieść o fenomenie na skalę światową, jaką była
działająca w latach 30 – 60. XX wieku czyli Grupa Janowska a formalnie Koło
Malarzy Nieprofesjonalnych. Grupa górników, pracowników tutejszej kopalni węgla
„Wieczorek”, którzy po szychcie oddawali się swej pasji malarstwa. Do grupy
należeli m.in. P. Wróbel, L. Wróbel, E. Gawlik, G. Urbanek, B. Skulik oraz
żyjący i tworzący do dziś Erwin Sówka. Jakkolwiek dzieła nieprofesjonalne –
dziś uznawane za małe arcydzieła. Podobnie rzecz się miała co do… krytyki. Tak
po latach spotkania wspominał to Gawlik: „Urządzałem
wraz z kolegami artystami, prywatne spotkania, które nieraz trwały do późnych
godzin nocnych. Były to cyganerie, gdzie strumieniami lała się gorzoła. Toczyły
się gorące rozmowy na temat sztuki, bywały momenty, kiedy nasze dzieła (…)
rozpadały się poprzez niemiłosierne walenie nimi w pijackiej gorączce o kant
stołu” (fragment pochodzi z „Spacerownik – Nikiszowiec” pod redakcją Beaty
Żurek, 15.09.2008). Czyż nie samo życie?
Z bramy w bramę.
„Barbórka”, reżyser Maciej Pieprzyca, rok 2005
Film o zderzeniu dwóch światów. Z jednej strony przybysze z
Warszawy, gwiazdy wielkiego ekranu zaproszeni przez dyrekcję kopalni w celu
uświetnienia najważniejszego święta górników – Barbórki. Z drugiej strony
prawdziwych Ślązaków – tradycyjni, skromni, społeczności niechętnej na zmiany
otaczającej ich rzeczywistości, o ustabilizowanej hierarchii społecznej od
dekad. Powitalny bochen chleba aktorowi ma podać Basia – dziewczyna pracująca w
sortowni węgla. Ich spotkanie będzie miało dalej idącą konsekwencję.
Gdzieś na tyłach kolonii. W tle jeden z dwóch kominów
tutejszej ciepłowni, stojącej bezpośrednio przy Kopalni Węgla „Wieczorek”.
Niegdyś wytwarzano tu także prąd tak potrzebny do pracy kopalni oraz
szopienickich hut celem wytopu cynku, ołowiu, kadmu i innych. Tak było do ok.
1967 roku kiedy to otwarto nową elektrociepłownię w Szopienicach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz