piątek, 17 lipca 2015

Nikiszowiec - fotograficznie oraz filmowo



„Spacerkowałem” sobie ulicami katowickiego Nikiszowca w dość, chłodną, zimową niedzielę w poszukiwaniu jakiegokolwiek życia. To co jako pierwsze przykuwa moją uwagę to architektura tego dzieła – kuzynów Emila i Georga Zillmannów. Choć z pozoru wszystkie kwartały wyglądają identycznie, to jednak różnią się detalami. Bardzo wdzięczne to przestrzenie do przeniesienia się w czasie, nie skażone jeszcze tak potwornie cywilizacją. Docenili to też filmowcy toteż wspominałem sobie filmy częściowo kręcone w tejże dzielnicy. Pozwolę sobie opisać wybrane przykłady – jednakże z.. hm... brakami w zakończeniach. Może w ten sposób zachęcę to sięgnięcia po wybrane tytuły?
 
 
Na zdjęciu typowa uliczka w kolonii, w tle kościół p.w. św. Anny, będący formalnie w budowie w latach 1914-27.
 
„Sól ziemi czarnej”, reżyseria Kazimierz Kutz, rok 1969
Pierwszy film ze słynnego, śląskiego tryptyku Kazimierza Kutza. Opowiada o zrywie nieudanego II Powstania Śląskiego w 1920 roku, poprzez pryzmat siedmiu braci Basistów. Film, choć nie rekonstruuje dokładnie przebiegu powstania, kreśli za to ogólnie wtedy panującą sytuację społeczno – polityczną oraz duch walczących o polskość Ślązaków, taki portret zbiorowy mieszkańców regionu. W rzeczywistości tylko część kadrów nakręcono na Nikiszowcu, większość na terenie Świętochłowic. 


O to już się pojawili jacyś przechodnie!
 
„Perła w koronie”, reżyseria Kazimierz Kutz, rok 1971
Drugi film z cyklu owego tryptyku. To momentami ciepła, liryczna opowieść o młodym, górniczym małżeństwie osadzona w realiach robotniczej, plebejskiej kultury, doby lat 30. XX wieku. Z drugiej strony to twarda opowieść o ratunku dla tutejszej kopalni, którą niemieccy właściciele. Mniemam, że PRL-owska cenzura z tymi wątkami problemu nie miała, gdyż zgadzało się to z obowiązującą wtedy ideologią (przecież Polacy Polakom by tego nie zrobili – chyba, ze ostatecznie znienawidzona i zmieszana koniec końców z komunistycznym błotem – przedwojenna Sanacja – nawet ta w opinii socjalistycznych cenzorów bratała się z III Rzeszą co jest z grubsza nieprawdą). Dochodzi do strajku górników, z którego niekoniecznie wychodziło się podówczas żywo (w czasach II RP policyjne pacyfikacje strajków bywały równie gwałtowne co te przeprowadzane, przez powojenne MO i ZOMO). 



Tu jak już, to gołębie.

„Angelus”, reżyseria Lech Majewski, rok 2001
Film ten choć opowieść zgoła fikcyjna, to wyrastająca z autentycznych faktów. Opowieść o fenomenie na skalę światową, jaką była działająca w latach 30 – 60. XX wieku czyli Grupa Janowska a formalnie Koło Malarzy Nieprofesjonalnych. Grupa górników, pracowników tutejszej kopalni węgla „Wieczorek”, którzy po szychcie oddawali się swej pasji malarstwa. Do grupy należeli m.in. P. Wróbel, L. Wróbel, E. Gawlik, G. Urbanek, B. Skulik oraz żyjący i tworzący do dziś Erwin Sówka. Jakkolwiek dzieła nieprofesjonalne – dziś uznawane za małe arcydzieła. Podobnie rzecz się miała co do… krytyki. Tak po latach spotkania wspominał to Gawlik: „Urządzałem wraz z kolegami artystami, prywatne spotkania, które nieraz trwały do późnych godzin nocnych. Były to cyganerie, gdzie strumieniami lała się gorzoła. Toczyły się gorące rozmowy na temat sztuki, bywały momenty, kiedy nasze dzieła (…) rozpadały się poprzez niemiłosierne walenie nimi w pijackiej gorączce o kant stołu” (fragment pochodzi z „Spacerownik – Nikiszowiec” pod redakcją Beaty Żurek, 15.09.2008). Czyż nie samo życie?



Z bramy w bramę. 

„Barbórka”, reżyser Maciej Pieprzyca, rok 2005
Film o zderzeniu dwóch światów. Z jednej strony przybysze z Warszawy, gwiazdy wielkiego ekranu zaproszeni przez dyrekcję kopalni w celu uświetnienia najważniejszego święta górników – Barbórki. Z drugiej strony prawdziwych Ślązaków – tradycyjni, skromni, społeczności niechętnej na zmiany otaczającej ich rzeczywistości, o ustabilizowanej hierarchii społecznej od dekad. Powitalny bochen chleba aktorowi ma podać Basia – dziewczyna pracująca w sortowni węgla. Ich spotkanie będzie miało dalej idącą konsekwencję. 

 


Gdzieś na tyłach kolonii. W tle jeden z dwóch kominów tutejszej ciepłowni, stojącej bezpośrednio przy Kopalni Węgla „Wieczorek”. Niegdyś wytwarzano tu także prąd tak potrzebny do pracy kopalni oraz szopienickich hut celem wytopu cynku, ołowiu, kadmu i innych. Tak było do ok. 1967 roku kiedy to otwarto nową elektrociepłownię w Szopienicach.
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz