sobota, 4 października 2014

Śląskie eldorado

Dziś nieco historii i hm... publicystyki. A tak naprawdę mojego punktu widzenia. Ciężko bowiem mi przejść do porządku dziennego po ostatnich wydarzeniach, tak ściśle związanych z moimi rodzinnymi stronami. Czymś czym potrafi poderwać do czynu niejednego Górnoślązaka i Zagłębiaka, coś co jest tematem przypadkowych ulicznych rozmów jak i rodzinnych obiadów. 
Według rozmaitych źródeł podstawowy pracodawca w regionie - Kompania Węglowa - tonie, cały czas nabierając wody - a raczej pogłębiając swe długi. Jednostka to wedle różnych opinii skostniała, rozwlekła i "ustawowo niereformowalna". Jakby tego było mało jakiś czas temu do likwidacji wyznaczono Kopalnię "Kazimierz-Juliusz" w Sosnowcu. Biorąc pod uwagę, że to ostatnia kopalnia w Zagłębiu, wywołało to nie lada zamęt i oburzenie nie tylko w mieście ale całym górniczym regionie oraz już tradycyjnie - pod Sejmem w stolicy. Coraz śmielej, aniżeli lata zaniedbań, postronni obserwatorzy wskazują, jako jeden z powodów kryzysu w kopalnictwie - bajońskie wypłaty i socjal jakiego rzekomo doświadcza calutka brać górnicza. Mówi o tym chociażby poniższy artykuł:

http://natemat.pl/102321,gornicy-na-bogato-palacz-kompanii-weglowej-zarabia-jak-pracownik-warszawskiego-banku

































Szyby zasadnicze KWK Kazimierz-Juliusz w Sosnowcu. Kolejno od lewej: komin ciepłowni, szyb Kazimierz I oraz szyb Kazimierz II.

Powiem tak: nie wiem komu konkretnie zależy na szerzeniu informacji mających w moim mniemaniu na zohydzeniu wizerunku tak tegoż sektora gospodarki narodowej, regionu jak i jego mieszkańców, przedstawianych jako utajonych bogaczy, w dodatku mocno roszczeniowych. Z socjalem niemało prawdy - trzynaste pensje, dodatki z okazji Barbórki, deputaty węglowe (kilka ton darmowego węgla rocznie dla każdego obecnego i byłego pracownika kopalni - w sumie uprawnionych do tego w regionie jest ok. 200 tys. osób). Luksusowo jak na obecne lata - nie tyle co w porównaniu z sektorem zwykłej przedsiębiorczości ale także wielkich, współczesnych korporacji. Jednak jak sądzę mało który robotnik potrafi dorobić się 7,5 tys. miesięcznej wypłaty jak to podaje artykuł w dołączonym linku. Nawet z wymienionym powyżej socjalem. Naturalnie wysokość wypłaty zależy też od faktu, do jakiej spółki przynależy kopalnia - znaczących graczy na Śląsku jest kilku oraz zajmowanego stanowiska wraz ze stażem pracy.


























Szyb Gigant dawnej KWK Pstrowski w Zabrzu. W tymże rejonie, węgiel, który okazał się dla państwa nieopłacalny do wydobycia, obecnie fedruje prywatna Kopalnia Siltech. Podobnie będzie na KWK Morcinek w Kaczycach albo KWK Dębieńsko w Czerwionce-Leszczynach - oba zakłady, zamknięte onegdaj przez polskie władze, już powoli zostają uruchamiane przez prywatną, czeską spółkę.


Inną sprawą jest naprawdę ciężka i niebezpieczna praca górnika. Owszem, nie twierdzę, że inne zawody są mniej niebezpieczne lub odpowiedzialne - staram się zwrócić uwagę jednak na pewien przesadyzm w opisie pracy górników, zwłaszcza przez postronnych obserwatorów, gdzieś z głębi kraju, którzy na podstawie zasłyszanych plotek i innych niejasnych przesłanek, stwierdzą, że żaden socjal górnikom się nie należy. Podobnie było podczas katastrofy samolotu prezydenckiego w 2010 roku, kiedy to prześmiewczo okazało się, iż niemała część narodu to wykwalifikowani spece w zakresie lotnictwa. Coś jednak zostało z sarmatyzmu w tym narodzie. W rzeczywistości nawet me opinie potrafią być skrajne w swych subiektywnych osądach - niemniej jednak wychowany w tymże regionie, wśród takich a nie innych ludzi - z pewnością daje mi to pewną świeżość w ocenie tych mitów odnośnie, z jednej strony skrajnej nędzy wynikłej z nieudolnej restrukturyzacji przemysłu ciężkiego po 1989 roku, z drugiej - luksusów, jakich rzekomo ma doświadczać cała brać górnicza. Wiele nasłuchałem się utyskiwań, żali ale także nadziei i radości obecnych i byłych bohaterów całego zamieszania czyli górników. Kraj widzi Śląsk głównie wtedy gdy wydarzy się jakaś katastrofa na dole albo gdy nasi palą opony pod Sejmem, domagając się nie tyle co polepszenia swego bytu ale coraz częściej w proteście przeciwko zabieraniu tego, na co słusznie zasłużyli (co prawda nie każdy ale to już inna bajka - w myśl zasady, że są równi i równiejsi...).


























Szyby Witold I i Witold II to jedne z ostatnich budowli, jakie zachowały się do naszych czasów z dawnej Kopalni Jan Kanty-Siersza w Jaworznie. W wyniku nieudolnie przeprowadzonej tzw. restrukturyzacji, zamknięto zakład, zamykając dostęp do milionów ton węgla nadających się nadal do wydobycia. Ponoć pozyskanie surowca w tym rejonie zaczyna być na nowo opłacalne.

Swego rodzaju mity o śląskim eldorado kojarzą mi się usilnie z dekadą rządów Edwarda Gierka (1970-80). Wtedy to ostatecznie górnictwo namaszczono jako podstawową, narodową gałąź gospodarki a zawód górnika wywyższono na piedestał. Każdy kolejny rok to czas bicia nowych rekordów w wydobyciu surowca. O ile w 1970 roku Polska wydobyła ok. 140 mln ton czarnego złota, to dekadę później było to już prawie 200 mln (w tym okresie kraj nasz w wydobyciu węgla kamiennego wyprzedzały jedynie ZSRR, Chiny i USA). Perspektywiczne prognozy zahaczające już o XXI wiek przewidywały wydobycie na poziomie 300 mln (dla porównania współcześnie, w dobie odmiennego już systemu gospodarczego, wydobycie wynosi ok. 90 mln ton). W latach 70. węgiel miał być podstawowym hitem eksportowym Polski - w rzeczywistości fakt ten był obrazem permanentnego zacofania gospodarczego naszego kraju, w czasach gdy, reszta cywilizowanego, zachodniego świata przestawiała swe gospodarki na bardziej ekonomiczne i nowoczesne źródła energii. Polska jednak bardzo potrzebowała tzw. dewiz na spłatę ogromnych pożyczek, jakie ekipa Gierka zdołała na Zachodzie zaciągnąć a że podówczas nie dysponowaliśmy niczym innym, co by chciał kupić tzw. Zachód... cóż, stanęło na węglu.




































Szyby zasadnicze KWK Mysłowice w Mysłowicach: szyb Jagiełło (na pierwszym planie) oraz szyb Sas a także komin kopalnianej ciepłowni. I tu wydobycie powoli zamiera, o czym na powyższej fotografii może świadczyć chociażby brak lin wyciągowych na szybie Jagiełło.

Cała reszta kraju swego czasu delikatnie mówiąc nie lubiła Ślązaków i Zagłębiaków. Mieszkańców tegoż regionu, zwłaszcza tych pracujących w górnictwie, uważano za "pieszczochów partii" (notabene której centralne kierownictwo w owym okresie w niemałej części wywodziło się z tegoż regionu, łącznie z I Sekretarzem, E. Gierkiem, na czele).



























KWK Halemba-Wirek (Ruch Wirek) w Rudzie Śląskiej. Została zamknięta w 2009 roku zaś powyższą fotografię można już niemal w całości zaliczyć do tych archiwalnych. Tu przyczyną likwidacji jest autentyczne wyczerpanie się zasobów węgla w tym rejonie. 

Dlaczego Polska tak nie lubiła naszej braci górniczej? Choćby za nieco lepiej dostępne artykuły konsumpcyjne (sklepy na Górnym Śląsku były lepiej zaopatrzone niż w innych regionach kraju), możliwość rychłego zdobycia własnego "M" (w latach 70. w regionie corocznie oddawano do użytku ok. 20 tys. mieszkań), socjal w postaci wczasów krajowych (każda kopalnia posiadała 1-4 własne ośrodki wczasowe nad polskim morzem lub w górach). Warto tu odnotować także fakt istnienia w tamtych czasach specjalnych sklepów klasy "G" - dedykowanych głównie dla górników, którzy mogli w nich nabyć łatwiej niż reszta społeczeństwa, takie deficytowe dobra jak sprzęt AGD/RTV. Dochodziły do tego naturalnie gratyfikacje pieniężne w postaci dodatków. 

























Na zdjęciu KWK Centrum-Bobrek w Bytomiu. Parę lat wstecz w wyniku szkód górniczych powstałych w tymże rejonie, należało natychmiast rozebrać całe osiedle mieszkaniowe w dzielnicy Karb. 

Drugą stroną medalu były takowe czynniki jak rabunkowe wydobycie węgla, prowadzące do maksymalnej eksploatacji ludzi i maszyn. To za Gierka zniesiono ostatecznie tzw. wolne niedziele - od tej pory wydobycie miało iść na okrągło, pełną parą. Sięgano po rozmaite pokłady węgla, z których wiele, nie miałoby racji bytu, jeśli chodzi o eksploatację w normalnych realiach wolnego rynku - zadłużenie oraz niewydolność ekonomiczna sektora górniczego rosło zresztą przez cały okres PRL. Rabunkowe wydobycie prowadziło przede wszystkim do ogromnych zniszczeń tzw. szkód górniczych. Tamten okres to także czas katastrofalnego skażenia środowiska naturalnego w regionie. To okres masowego napływu nowych pracowników w ramach ogromnej fali migracji za chlebem, na Śląsk. Ukryty konflikt oraz obopólne animozje jakie wtedy zaczęły rodzić się pomiędzy nowo przybyłymi a rodowitymi Ślązakami oraz Zagłębiakami, stały się przyczyną do powolnego upadku, charakterystycznej dla tego regionu tożsamości, kulturowości oraz etosu pracy.
Wszystkie owe czynniki oficjalna propaganda starała się skrzętnie maskować jawiąc Śląsk jako swoisty, socjalistyczny, robotniczy raj a jego mieszkańców - jako awangardę klasy robotniczej. Tak naprawdę większość narodu wtedy jechała na przysłowiowym, tym samym wózku. Po raz pierwszy te mity, zaczęły się sypać po 1978 roku, kiedy to w regionie zaczęto tworzyć zalążki samorządnych związków zawodowych. Rychło te zakłady, które chwilę wcześniej były przedstawiane przez partię jako bastiony socjalizmu, przeistoczyły się w bastiony Solidarności.

1 komentarz:

  1. Tak samo nieprawdziwe są mity o Warszawie. Niestety, są skutecznie podgrzewane przez... kogo? Nie wiem. Ale strategia "dziel i rządź" jest znana od Starożytności.

    OdpowiedzUsuń