wtorek, 7 października 2014

Na Frynie II czyli rzecz o wielkich piecach

To druga odsłona popularnej Fryny na moim blogu, czyli dzielnicy rudzkiej - Nowego Bytomia. Tym razem industrialnie - czyli o zakładzie-matce przy którym owa osada konsekwentnie niegdyś się rozwijała. A dokładniej o najbardziej charakterystycznym elemencie dawnego pejzażu przemysłowego, tutejszej okolicy.
To wielki piec hutniczy. Niezwykła plątanina rur oraz stalowych konstrukcji góruje nad całą okolica niczym industrialna katedra. Dziś obiekt nieczynny, choć sama huta przetrwała - lat 90. XX wieku nie przetrwał przede wszystkim wydział surowcowy zakładu, jeden z najdłużej pracujących ze starych, górnośląskich hut. Niegdyś w tutejszym wydziale wielkopiecowym pracowały 4 takie, bliźniacze wieże, gdzie wytapiano stal.



































Wielki piec w całej okazałości. Na dole bramy, stanowiące kiedyś podstawowy, kolejowy wjazd na teren zakładu oraz starej kopalni "Pokój". Przejazd kolejowy niegdyś był zapewne niezwykle uciążliwy dla mieszkańców; główna ulica P. Niedurnego wraz z torem tramwajowym, krzyżowała się w tym miejscu z 4 torami (3 normalne i 1 wąski). 

Tym wpisem pragnę zwrócić uwagę na kolejny arcyciekawy zabytek techniki, którego nie znajdziemy raczej w żadnym przewodniku turystycznym ani nawet na Szlaku Zabytków Techniki Woj. Śląskiego. Kolejny obiekt, który rozpada się na naszych oczach, nad którym cały czas krążą czarne lub co najmniej szare chmury. W tym czasie Niemcy i Czesi potrafili starannie zadbać o swoje zabytki ery industrialnej. No ale - tam gdzieś u nich jest prawdziwa cywilizacja (a może szacunek do historii...). Przyszłość naszego pomnika przemysłu nadal niepewna.


























Jakiś czas temu jak gdyby nigdy nic rozebrano widoczną na fotografii halę, która stanowiła integralną część dawnego wydziału wielkopiecowego. Gdyby ją zachowano, obraz tegoż wydziału byłby w moim mniemaniu pełniejszy i autentyczny. Ba - gdyby zachowano także drugi wielki piec - taki obraz do mnie naprawdę przemawia. Gwoli ścisłości, drugi piec stał na przeciwległym końcu hali - tuż obok widocznej na zdjęciu ściany szczytowej.

Huta rosła począwszy od 1840 roku. Założyli ją dwaj kupcy bytomscy (Szymon Lowi, Moric Friendlander) oraz jeden z Wrocławia (David Lowenfeld). Mijały dekady, w międzyczasie huta weszła w skład spółki akcyjnej - mimo, charakterystycznego dla XIX-wiecznego kapitalizmu braku stabilności koniunktury i cen, konsekwentnie modernizowano i rozbudowywano zakład, a także wybudowano obok duże osiedle robotnicze - zwłaszcza mowa tu o okresie po 1880 roku, kiedy to rządy w zakładzie objął wybitny, hutniczy inżynier - Eduard Meyer. Już w 1901 roku huta zatrudniała 3337 osób.


































W okresie II RP huta była największym i najnowocześniejszym zakładem tego typu na terenie kraju. Pomyślnie przetrwała okres tzw. Wielkiego Kryzysu, choć wymagało to wyraźnej interwencji państwa - Skarb Państwa przejął podówczas 52% udziału w spółce, w celu kontroli nad zakładem. Już w 1933 roku w hucie zostaje uruchomiona walcownia blach na zimno, zaprojektowaną przez inż. T. Sendzimira. Było to osiągnięcie techniczne na skalę światową. 



































Po wojnie rozbudowa huty trwała nadal, mimo budowy takich kombinatów jak Huta Lenina w Nowej Hucie (chodzi o Hutę Sendzimira w Krakowie) albo Hutę Katowice w Dąbrowie Górniczej. Ostatni wydział zostaje otwarty w 1986 roku - od tego momentu następuje powoli zwijanie zakładu.
Same wielkopiecownictwo, tak charakterystyczne dla tej części Rudy Śląskiej, zniszczono już w latach 90. Teraz pozostały nam okruchy starego wielkoprzemysłowego świata, które głupio byłoby ot tak wyburzyć. To by oznaczało kolejny dowód na brak szacunku dla ludzi, którzy owy świat tworzyli. Piec należy zostawić na pamiątkę - w przeciwnym razie jedyne hale jakie zostawimy dla potomnych (a które padną szybciej niż komukolwiek się to wydaje) to będą supermarkety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz