wtorek, 10 lutego 2015

Niedzielny spacer w ogródku Donnersmarcków



Zima sezonu 2014/15 (niemal) w pełni – a przynajmniej u nas, na Śląsku. Dziś więc – nieco zieleni. Ujęcia czasem strzelane jakby od niechcenia podczas leniwego, niedzielnego spaceru, którejś z poprzedniej jesieni. Fotografie w tym przypadku reprezentują główny zbiornik wodny, znajdujący się na terenie parku a będący jednym z głównych elementów tejże świadomie ukształtowanej kompozycji krajobrazowej. O czym mowa?

Spacer miał miejsce w parku w Świerklańcu koło Tarnowskich Gór. Założenie troszkę jakby na uboczu – o niesłuszności stwierdzenia przekonałem się na miejscu, gdy moim oczom ukazały się spore gromadki spacerowiczów oraz parking pełen samochodów o „blachach” z całego województwa. 






Park w owej wiejskiej gminie jest jednym z większych w regionie (formalnie 180 ha). Chętnie do niego wracam, podobnież jak to parków w Chorzowie albo Pszczynie. Ten świerklaniecki został założony ok. 1670 roku w pobliżu tutejszego zamku, o rodowodzie jeszcze piastowskim. W czasie gdy tworzono w pobliżu park właścicielami tych ziem byli już Donnersmarckowie – rodu – na czele z hr. Guido Henckel von Donnersmarck (1830 – 1916), który z czasem stał się najbardziej liczącym się i najbogatszym rodem magnatów ziemskich oraz przemysłowych pruskiego Śląska. Sam park został gruntownie przebudowany w latach 60. XIX wieku i wówczas stał się typowym, przypałacowym zespołem zieleni. Lecz zaraz. Gdzie się podział rzekomy pałac?







Dziś nasze oczy może cieszyć w dużej mierze sam park, wzorowany na parkanach francuskich i angielskich oraz kilka budowli m.in. dawna kaplica przypałacowa oraz tzw. Dom Kawalera. XIX-wieczny, piękny, pyszny pałac, z 99 pokojami – zwany Małym Wersalem – został spalony przez naszych „wyzwolicieli” w 1945 roku, czyli Armię Czerwoną. Nie przepuścili oni większości wspaniałym gmachom na całym Górnym Śląsku, w całości traktując krainę jako zdobyczną, poniemiecką. Podobny los spotkał świerklaniecki zamek. Resztki budowli zostały wysadzone w 1961 roku – ponoć w ramach czynu społecznego… Dziś wszyscy przechadzamy się alejami często nieświadomie, że duch XIX wieku unosi się tu w powietrzu nadal… Gdyby całe założenie przetrwało byłoby dziś jednym z ciekawszych na kontynencie. 




Na ujęciu powyżej wypadało by wręcz podziękować nieznanej mi niewieście, która klucząc po kamiennej grobli, zupełnie niezamierzenie i nieplanowanie „weszła w kadr” – tym samym nadając więcej życia fotografii ;)


































 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz