Za oknami coraz prędzej zapada zmierzch. Przyroda powoli
zamiera, ulega stagnacji w rytm odwiecznych praw natury. Coraz bardziej zimowo,
coraz mniej liści na drzewach, które jeszcze niedawno uginały się „pod ciężarem
ferii barw”. Dziś zapraszam na mały spacer po katowickim Parku Kościuszki. W
sumie 72 hektarów zieleni niemal w sercu miasta, jeden z najwyższych punktów miasta (tzw. Wzgórze Beaty, ok. 335 m.n.p.m), gdzie rośnie 90 różnych
gatunków drzew.
W moim odczuciu jednym z piękniejszych parkanów, nie tylko
Katowic ale także w skali całego regionu. Szczególnego znaczenia dla mnie
nabiera to miejsce, gdy uświadomimy sobie jaką niesie ono wartość kulturową.
Znajdziemy tu oprócz względnej ciszy i spokoju, hasających wiewiórek, kwiatowych kompozycji także
ciekawe zabytki oraz miejsca historią znaczone – drewniany kościół p.w. św.
Michała Archanioła, wieżę spadochronową, cmentarz żołnierzy radzieckich czy też
monument poświęcony Tadeuszowi Kościuszce.
W 1938 roku staraniem Ligi Obrony Przeciwlotniczej i
Przeciwgazowej w katowickim parku zbudowano wieżę spadochronową, do celów
sportowych i militarnych, o pierwotnej wysokości 50 metrów. W czasie trwania
wojny Niemcy rozebrali wieżę jako zbyteczną a jej stalowe elementy najpewniej
przetopili, na cele zbrojeniowe. Odbudowana po wojnie wieża stoi do dziś, choć
mierzy 35 metrów. To właśnie o starą wieżę we wrześniu 1939 roku bili się śląscy
harcerze z niemieckim okupantem, choć nie brak kontrowersji wokół tej historii.
Pierwsze w tym miejscu było górnictwo, jak to bywa w
rozmaitych przypadkach tutejszych osiedli, parków i wprost – nieużytków. W
miejscu kompleksu niegdyś fedrowała kopalnia węgla Beata. Założona w 1801 roku już
kilka lat później wydobycia surowca miała zaniechać po czym zakład otwarto ponownie (1836 – 1880). W całym okresie istnienia kopalni wydrążono 76 raczej prymitywnych szybów, z
których żaden nie przekroczył nigdy głębokości stu metrów głębokości, co jak na owe czasy i tak
było wartością niemałą. Warto tutaj wspomnieć o najdłużej przetrwałym budynku
kopalni – XIX-wiecznej cechowni – którą wyburzono w 1978 roku pod budowę tzw.
autostrady (dziś katowicki odcinek A4).
W 1903 roku w parku powstała charakterystyczna wieża,
wystawiona na cześć żelaznego kanclerza II Rzeszy – Otto von Bismarcka, jakich
było wiele na terenie niegdysiejszych Prus. Wieżę rozebrano w 1933 roku mimo, że
nowego patrona parkanowi, nadano osiem lat wcześniej. W końcu i Tadeuszowi
Kościuszce wystawiono monument.
Ciężki przemysł z biegiem lat na tym terenie zamarł a
podziurawiony i zdegradowany kopalnictwem teren przeznaczono na dogłębną
rekultywację. Wprawdzie park powstawał formalnie już od 1888 roku, to bodaj
jego największy rozkwit miał przypaść na okres II Rzeczpospolitej. Otóż władze
miejskie „Wielkich Katowic” posiadły ambicję aby wykreować dawny pruski parkan
jako wzorowy ogród, pełen atrakcji oraz miejsce kultury – na miarę nowoczesnego
i całkiem bogatego miasta polskiego (w końcu autonomicznego województwa). Ponadto miał to być zieleniec w naturalny sposób spajający rozrastające się
oraz planowane, eleganckie dzielnice Centrum-Południe oraz Brynów, w latach 30.
Kościół p.w. św. Michała Archanioła. Oto historia "gdzieś zasłyszana, gdzieś wyczytana", od ludzi starszych. W ramach
kompleksowej przebudowy ul. Kościuszki w latach 70. zaplanowano szerokie i wygodne
przejście podziemne, będące fragmentem zielonej alei spajającej katowickie parki oraz powstające osiedla w Brynowie – na
wzór podobnych, trzech przejść podziemnych łączące os. Tysiąclecia z Parkiem
Śląskim. Od planu miały odstąpić socjalistyczne władze, tłumacząc w zaściankach
swych dusznych gabinetów tym, aby przypadkiem nie ułatwiać dojścia mieszkańcom do kościoła. W
tym słowotoku półprawd znajdzie się i miejsce dla cyklicznych patroli Milicji, które
potem miały strzec czy aby nikt nie przebiega ulicy Kościuszki w niedozwolonym miejscu.
Tak czy siak przejścia podziemne w ciągu sąsiedniej ulicy powstały, lecz ciężko je nazwać
funkcjonalnymi.
Nie minęło zbyt wiele czasu a wnet oczy nasze mogły się
cieszyć nowymi i utwardzonymi ścieżynkami i alejami, paroma boiskami, torem
saneczkowym czy też rosarium z wodotryskiem a całość kompleksu starano się
wystylizować na wzór ogrodu angielskiego. W miejscowym zwierzyńcu, mogliśmy się
spotkać oko w oko z niejednym dzikim zwierzęciem – w tym z jeleniami i dwoma lwicami.
Z kolei w 1927 roku, z okazji trwających tutaj katowickich targów spożywczo –
gospodarczych, powstał piękny ogród daliowy, o powierzchni 3 tys. m kw. Szybko
park stał się ulubionym miejscem wypoczynku katowiczan, do którego od 1912 roku
można było dojechać tramwajem (później trasa przedłużona do Brynowa).
W międzyczasie czyniono usilne starania w sprawie stworzenia
skansenu architektury ludowej – protoplasty Chorzowskiego Skansenu
Etnograficznego, wszystko to z inicjatywy Tadeusza Dobrowolskiego, ówczesnego konserwatora
wojewódzkiego a zarazem dyrektora Muzeum Śląskiego. Na początek do Katowic przeniesiono
drewniany, spichlerz z Gołkowic (z ok. 1688 roku), który spłonął w latach 70.
Kolejnym i jak się okazało ostatnim nabytkiem z całej koncepcji, był przeniesiony w
1938 roku uroczy, drewniany kościół z Syryni k. Wodzisławia, z 1510 roku. Został zakupiony za 5
tysięcy ówczesnych złotych (dla porównania za tę kwotę można było wtedy nabyć
średniej klasy samochody Polski Fiat 508, DKW albo Opel Kadett).
Powyższymi wywodami dążę do pewnej rzeczy – podkreślenia
faktu, iż katowicki park jest w istocie protoplastą, tworzonego od lat 50. XX
wieku, Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku – a obecnie Parku Śląskiego – w
Chorzowie. Przyznać należy, że część atrakcji jak i podstawowe założenia wypoczynkowo - kulturowe, naprawdę
niewiele się różnią między aspiracjami przedwojennych władz Katowic a
socjalistycznym wytworem dla mas pracujących. Różnice odnajdziemy co najwyżej w skali koncepcji oraz jej prestiżu. Zresztą, kto wie, jak dziś wyglądałby
katowicki park, gdyby nie kolejna wojna światowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz