Wielu z nas, miłośników historii czy też
fotografii, eksploruje rozmaite dalsze zakątki zapominając o tych całkiem
bliższych, tak geograficznie jak i pod względem więzów społecznych, rodzinnych
etc. To miejsca, czasem zdawałoby się pełne marazmu i nudy a mimo to pod tą
cienką powierzchnią iluzji kryjące w sobie niezwykłe czasem historie. Zawsze
zachęcam innych, czy wręcz moich naśladowców, aby zaczynali to odkrywanie
świata od własnego, przysłowiowego podwórka. Czym tak naprawdę są obce dla nas
landy i krainy, podczas gdy nie znamy i nie rozumiemy do końca własnej historii
oraz tożsamości – historii która warunkuje takie a nie inne krajobrazy
kulturowe bądź historię poszczególnych ludzi.
Dziś na blogu wziąłem pod lupę moje rodzinne
strony a więc zabrzańską dzielnicę Makoszowy. To w istocie opowieść, w
telegraficznym skrócie, o osadzie już „nieistniejącej”, w której spędziłem
większość swego dziecięcego okresu. To nade wszystko okolica wskrzeszona i z
powrotem zniszczona, już trwale, przez węglowe górnictwo. Gdy w 1906 roku w
pobliżu uruchomiono kopalnię wraz ze stacją kolejową na linii Gliwice – Ligota,
ta nieduża, młyńska osada nad rzeką Kłodnicą, znana nam od 1498 roku, jęła się
przekształcać w duży wiejsko-miejski ośrodek, wraz z licznymi udogodnieniami
takimi jak kościół, poczta, szkoła czy elektryczność. Już w 1910 roku wieś
liczyła sobie 2735 mieszkańców. W okresie międzywojennym po stronie polskiej. Od 1951 roku Makoszowy
znajdują się w granicach miasta.
To co najbardziej wywarło wpływ na tutejszy
krajobraz oraz społeczność to niewątpliwie górnictwo, węglowe oraz piaskowe, przeorawszy wiele
kilometrów kwadratowych, pozostawiło po sobie zupełnie inne formy krajobrazu. Zamian nie ma końca. W nowych
realiach należy się ustawić niejako na nowo. Zdegradowane tereny powoli
odchodzą w zapomnienie, kopalnia zostaje stopniowo wygaszana a dawne chłopskie
gospodarstwa i familoki, zostały trwale wyparte przez luksusowe, podmiejskie
wille, tradycyjny górnośląski konsum przez supermarket i hotel. Taki jest obraz tej transformacji, pomimo której, gdzieś te górnicze
tradycje nadal w tutejszych społecznościach żyją.
W części dzielnicy, zwanej Pioskiem
(Piaskiem), zaznaczony na mapie w 1827 roku, znajdziemy przedwojenną, małą kolonię górniczą. Widoczna tu myśl
urbanistyczna przywołuje nam koncepcję miasta-ogrodu, znaną nam z takich
osiedli jak Giszowiec albo Rokitnica. Przez dekady lokalne ulice były
utwardzone lichym kamieniem lub asfaltem, dopiero w ramach budowy kanalizacji w
dzielnicy (na zdjęciu), sprzed paru lat, większość z nich zyskała w miarę normalne
nawierzchnie.
Nazwa ww. przysiółka po części jest
związana z tutejszym, piaszczystym podłożem, w dolinie rzeki Kłodnicy. Warto
wiedzieć, że w okresie ok. 1910-40 wokół Makoszów funkcjonowały trzy
piaskownie, wydobywające piasek gł. na podsadzkę dla okolicznych kopalń (Makoszowy, Guido),
zanim te zostały powiązane z siecią fiskalnych kolei piaskowych (1928). Dziś na
miejscu dawno zapomnianych wyrobisk są obecne lasy, bagna, hałdy. Na zdjęciu fragment kolonii, z kapliczką przy ul. J. Styki.
Niegdyś tuż obok wsi istniał przysiółek
Wymysłów, wzmiankowany już w 1719 roku, który mniej więcej ciągnął się wzdłuż współczesnej ulicy Lubuskiej. Większość domostw oraz gospodarstw z powodu szkód
górniczych należało rozebrać jeszcze w głębokim PRL-u, zaś dziś jedyną barwną
pamiątką po zaginionej osadzie jest ta kaplica, naprzeciw której stała ongiś duża
kamienica – jedyny dom którego pamiętam rozbiórkę.
Kolejny
stary krzyż, przetrwała
do dziś, mimo poważnych zmian zaszłych w bezpośrednim otoczeniu. Obecnie
stanowi pewien punkt orientacyjny, kolejnej „mitycznej krainy".
To Mizerów – osada nad rzeką Kłodnicą, tam gdzie stał jeden z tutejszych
młynów. Dziś nie ma tu domów ani rzeki – tą w ramach powojennej
regulacji
przesunięto o kilkadziesiąt metrów na północ. Dziś ta osobliwość
egzystuje
gdzieś pośród chaszczy, na zgniliźnie których, z czasem wyrosły wielka
hałda
KWK Sośnica oraz współcześnie gliwicki węzeł autostradowy (w tle ekrany
akustyczne autostrady A4). Nazwa Mizerów zaś,
przetrwała do naszych czasów tylko, w nazwie posterunku odgałęźnego, na
niedalekiej
linii kolejowej Makoszowy – Gierałtowice.
W toku XX wieku na skutek szkód górniczych
należało wyburzyć w okolicy kilkadziesiąt gospodarstw, dwa młyny, tartak, zmienić
bieg okolicznych rzek (Kłodnica, Kochłówka, Czarniawka), rozebrać odcinek kolei
żelaznej Gliwice – Orzesze (pierwotnego przebiegu szlaku wraz z efektownym mostem nad Kłodnicą nigdy nie odtworzono). Na zdjęciu jeden z
wyschniętych na wskutek wydobycia zbiorników wodnych. Wiele z nich zasypano
skałą płonną będącą produktem ubocznym wydobycia węgla (m.in. Jezioro Lacha), tworząc hałdy; inne stawy pojawiały się
czasem w zaskakujących lokacjach, na skutek zapadlisk górniczych.
Oto
krajobraz, który pochłonął dziesiątki hektarów pól, lasów, wód oraz
domostw w okolicy. Niechlubne górnośląskie zwałowiska i zapadliska -
które również już mimo wszystko odchodzą w zapomnienie. Na fotografii
tor opuszcza nadal czynne, wielkie zwałowisko kamienia KWK
Sośnica-Makoszowy. Na horyzoncie majaczy już inna kopalnia w nieodległym
Knurowie.