Dziś wyjadę
za granicę. Za umowną granicą tegoż bloga. W końcu miał on być tylko i
wyłącznie o aglomeracji. No ale w końcu od reguły są nieraz czynione wyjątki,
tak mimowolnie. Dziś wpis industrialny. Ciężko powiedzieć co mnie do tego
skłoniło. Brak prawdziwych ruin, ksiutów jak ja to zwę, w aglomeracji Katowickiej?
Chęć pokazania, że w okolicach istnieją inne zacne miejscówki? Zapewne to i to –
tak czy owak, dziś wpis gościnny; zadecydowałam, że raz na jakiś czas coś
podobnego „popełnię” na moim skromnym blogu, o tematyce rzekomo odgórnie
ustalonej. Dziś Kalety.
Chodzi o miasteczko w powiecie tarnogórskim (prawa miejskie z 1951 roku) wśród gęstych lasów, pozostałości po śląskich pra-puszczach. W pewnym oddaleniu od wielkiego świata. To co najciekawsze i przez lata stanowiące o charakterze miejscowości (przynajmniej w moim mniemaniu) to tutejszy zakład – nieczynne zakłady papierniczo-celulozowe. Po prostu papiernia.
Fabryka
celulozy istniała tu od 1884 roku a zbudował ją hrabia Henckel Guido von
Donnersmarck. Ten sam, na którego majątek składało się kilkadziesiąt innych
zakładów, hut i kopalń Górnego Śląska i który siłą rzeczy przewijał się i
będzie to czynił na kartach mego bloga. Fabryka powstała tuż obok poprowadzonej
podówczas linii kolejowej z Tarnowskich Gór do Kluczborka. Oba wydarzenia stały
się dobrym impulsem do rozwoju małej osady pośrodku lasów. Papiernię z kolei
uruchomiono dopiero w 1899 roku.
W czasach
II RP, najważniejsza fabryka papieru i celulozy w regionie, obok zakładu z
Czułowa pod Katowicami. W czasach Polski ludowej nadal funkcjonująca, mimo powstania
dużych ośrodków przemysłu papierniczego w pasie polskich pojezierzy. Ostatecznie
przegrała walkę o byt w 1994 roku.
Przez lata
zapomniana, może prócz amatorów złomu, taniej, lichej cegły oraz fanów tzw.
urbexu. Dziś staje się powoli areną ostatecznej walki. Wielkie, paskudne buldożery
ostatecznie rozrywają na pół stary świat, który stworzył tę miejscowość oraz
tamtych ludzi.
Gdzieś
daleko niknąca za horyzontem nasza gwiazda dzienna oświetla słabymi promykami
pewną historię, która, kto wie, może zniknąć już pod osłoną najbliższej nocy.